[columnize]

Autor: Agnieszka M. Zieleniec

[feature_headline type=”left, center, right” level=”h2″ looks_like=”h3″ icon=”lightbulb-o”] Potliwy pacjent[/feature_headline]

 W 1971 roku amerykański psycholog Richard Lazarus opisał przypadek pacjenta, który zmagał się z nadmierną potliwością dłoni.

Kuracje farmakologiczne nie pomagały, a pacjent, jak bywa, gdy lekarze nie potrafią znaleźć medycznych przyczyn dolegliwości, został odesłany do psychologa.

Młody mężczyzna usiadł skulony w kącie gabinetu i drżącym głosem opowiedział swoją historię. Jego dłonie pociły się tak mocno, że zużywał do ich wycierania kilkanaście chusteczek dziennie. Przed przywitaniem wyciągał z kieszeni flanelową szmatkę, osuszał dłoń, a następnie podawał ją rozmówcy. Rzecz jasna, budziło to odrazę. Koledzy z pracy go unikali, przed kobietami zaś uciekał sam. Mężczyzna czuł się bardzo nieszczęśliwy i samotny, nie żywił nadziei na wyzdrowienie.

Profesor Lazarus zanotował coś w karcie, chwilę pomilczał, a następnie podał następujące zalecenia:

  1. Pacjentowi zabrania się wycierać rąk, z wyjątkiem po umyciu ich przed posiłkiem.
  2. Pacjent ma za zadanie skoncentrować się na wyprodukowaniu jak największej ilości potu, którym będzie spryskiwał kwiatki doniczkowe w biurze.
  3. Pacjentowi zaleca się ćwiczenia, w których, przy użyciu potu tryskającego ze swoich rąk, umyje samochody na parkingu lub ugasi pożar, jeśli takowy będzie miał miejsce.

Profesor Lazarus, wydał się mężczyźnie mało kompetentny. Pacjent był jednak zdyscyplinowany i konsekwentny, postanowił poddać się kuracji. Przez tydzień nadaremnie wysilał wolę, aby wyprodukować wystarczającą ilość potu do podlania kwiatków, umycia samochodów i ugaszenia pożaru, aż w końcu, zrezygnowany wrócił do gabinetu profesora Lazarusa i ze smutkiem oświadczył, że nie jest wstanie wypełnić jego zaleceń.

Zobaczmy, czy coś się nam nie zatkało, mruknął profesor i ujął dłoń mężczyzny.

Była ciepła i sucha.

Intencja paradoksalna

Technika wykorzystana przez profesora Lazarusa nazywa się intencją paradoksalną, a opracował ją Viktor Frankl, żydowski psychiatra ocalały z obozu zagłady. Odkrył on, że wyolbrzymianie, przesada i doprowadzanie do granic absurdu ośmiesza i tym samym neutralizuje lęki, nawyki, przekonania.

Założenie jest proste. Bywa iż całą swoją wolę koncentrujemy na zachowaniu, którego nie chcemy, a mimo to odnosimy odwrotny skutek; na przykład bezskutecznie powstrzymujemy płacz. Kiedy łzy napływają nam do oczu, najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić jest wybuchnięcie udawanym szlochem. Ochota przejdzie natychmiast. Ten, kto boi się ciemności powinien zawiązać sobie oczy przepaską i wykrzykiwać boję się, boję! Niewolnik porządku niech zacznie bałaganić, a osoba cierpiąca na bezsenność niech za wszelką cenę stara się nie zasnąć.

„Absurdyzacja”, czyli jak rozładować napięcie

Czy takie działania mogą narazić nas na śmieszność? Może się tak zdarzyć, dlatego warto zadbać o to, aby okoliczności, w których stosujemy intencję paradoksalną były dla nas bezpieczne.

Inna sprawa, że właśnie o tę śmieszność chodzi. Przesada i „absurdyzacja” problemu rozładowuje napięcie i wywołuje śmiech. Wiedzieli o tym doskonale członkowie grupy Monty Pythona, stosując chwyt w swoich filmach. Królik odgryzający głowę rycerzowi, eksplodujący grubas – każda z tych scen jest do tego stopnia przerysowana, że śmieszy. Ukrzyżowani mężczyźni wyśpiewujący refren Monty Pythona:  „Always look on the bright side of life”- to prawdziwe apogeum absurdu.

Boimy się ośmieszyć. Boimy się przesady i tego, że ktoś zarzuci nam brak logiki. Boimy się oceny. Boimy się odrzucenia.

Czy słusznie?

Bywa iż łamanie zasad dobrego smaku, norm zachowania i tak zwanego zdrowego rozsądku może wyjść na dobre.

Czy Madonna osiągnęłaby sukces, gdyby zawahała się szokować publiczność swoim wyuzdaniem? A stroje Lady Gagi? Michel Jackson? Picasso? Leonardo da Vinci? Kopernik? Jak potoczyła by się kariera tych ludzi, gdyby obawiali się ośmieszyć?

Nie każdy z nas jest artystą i nie zawsze szokowanie jest właściwą drogą do odniesienia sukcesu. Ekscentryczny bankier raczej nie wzbudzi zaufania inwestorów. Chociaż kto wie…

Ważne jest abyśmy nie obawiali się wyjść naprzeciw swoim możliwościom, a skutecznym narzędziem uwalniania blokad jest właśnie intencja paradoksalna, stosowana z dużym powodzeniem w procesie terapii.

 

Pewna klientka, która obawiała się staropanieństwa, dostała zalecenia, aby za wszelką cenę starała się pozostać singlem. Mogła chodzić na randki, ale tylko pod warunkiem, że od początku będzie stawiała sprawę jasno: nie jest do wzięcia.

Inny z klientów był przekonany, że przełożeni go nie lubią i bał się utraty pracy. Dostał zalecenie, aby uprzedził fakty i dał szefom pretekst zwolnienia. Miał mówić, co myśli i odmawiać robienia rzeczy, które nie leżały w zakresie jego obowiązków.

Jak sądzisz, co się wydarzyło?

W obydwu przypadkach zadziałał mechanizm intencji paradoksalnej. Wkrótce kobieta się zaręczyła, a mężczyzna dostał awans.

Nadmuchiwanie

Profesor Lazarus nazwał intencję paradoksalną „nadmuchiwaniem”. Bardzo trafne określenie, nie sądzisz?

Zastanów się przez chwilę, czego boisz się najbardziej, a potem zacznij nadmuchiwać swój lęk, powoli i rytmicznie, aż urośnie do rozmiarów gigantycznego balona. Wtedy weź głęboki oddech i dmuchnij po raz ostatni.

 

Boom! 

 

[/columnize]